środa, 23 października 2013

Krusa - ... 360 km

Poranne pakowanie uprzyjemniał nam niestety deszcz. Nad głowami przewalały się brzydkie chmurzyska. Podczas płacenia za camping Tibor próbował negocjować opłatę - w sumie przyjechaliśmy późno, nie korzystaliśmy z pryszniców. Pani wyraziła zgodę i ...skasowała nas pełną stawką. Chyba w Danii się nie targuje:)
Ruszyliśmy dalej. Pogoda na szczęście się poprawiła. Miejsce deszczu zajął dość silny wiatr. Już wkrótce mieliśmy się z nim spotkać po raz drugi, na morzu.
Odprawa była interesująca - od razu zaproponowano nam tabletki na chorobę morską. Jeden rzut na rozbujane morze i bez wahania wyciągnęliśmy ręce.
Szybciutko okazało się, że to byłą dobra decyzja. Ja postanowiłam spróbować cały, dwugodzinny rejsc przespać - a przynajmniej zamknąć oczy, żeby oszczędzić sobie dodatkowych bodźców. Zapadłam w półsen - dochodziły mnie okrzyki ludzi przy co mocniejszym przechyle (fale miały podobno 4 metry), płacz chorujących dzieci, brzęk tłuczonych talerzy z kuchni. Załoga sprawnie pomagała chorym nieszczęśnikom.
Przetrwaliśmy. W męskiej toalecie zarzygane były podobno nawet pisuary.

Wjechaliśmy do Norwegii. Właściwa część naszej podróży właśnie się zaczynała. Było po dwudziestej - zatrzymaliśmy się na campingu w... Pierwotnie planowaliśmy nocować na dziko - ale nie tak łatwo znaleźć o odpowiedniej porze miejsce, które również nadawałoby się na bezpieczne i stabilne postawienie motocykla. Po za tym ciepła woda, kuchnia, w które były wyposażone wszystkie campingi, dostęp do netu - kusiły:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz